Końcówkę roku „uczciłam” złamaniem nogi w kostce (3 grudnia) no i do drugiego stycznia „urzędowałam” w gipsie. Nie powiem żebym była zachwycona, szczególnie, że nic mnie nie bolało a gips przeszkadzał – ale nie w zabiegach.
Za to po zdjęciu gipsu wcale fajnie nie jest. Wprawdzie kostka w miejscu złamania nie boli, ale ból jest „gdzieś w środku kostki” – tak to odczuwam.
Skóra na kostce zrobiła się zdecydowanie nadwrażliwa – lekkie dotknięcie i odczucie ni to bólu ni pieczenia jest dotkliwe. Opuchlizna – wprawdzie niewielka, smarowana maścią z żywokostu, nagietka i propolisu schodzi, to co zostało jeszcze jest naprawdę niewielkie. Wierzę, że zejdzie zupełnie.
Przy okazji pochwalę Ci się. Być może nie pamiętasz, ale w ubiegłym roku w kwietniu na warsztatach rozpytywałam o torbiel w głowie (to był problem u mojego – już 14-letniego wnuka). Zabiegi, które robiłam od października ubiegłego roku do czasu warsztatów nie przynosiły radykalnych efektów. Po rozmowie z Tobą (rób dalej) i Andrzejem, zmieniłam taktykę. Zresztą nie mieliśmy specjalnego wyboru, bo pobyt w szpitalu też niczego nie wyjaśnił, leki przeciwbólowe na niego nie działają, a leczenia żadnego nie było. Po wyjściu wnuka ze szpitala zaordynowałam – jak to dumnie brzmi :-)) – zabiegi co drugi dzień.
Robiłam każdorazowo całe stopy, w których na dobrą sprawę był tylko jeden punkt bolesny i w miarę szybko się wycofał, uszy i głowę. Na uszach i głowie było miejsc bolesnych zdecydowanie więcej. Wnuk miał za zadanie robić co drugi dzień uszy. I tak to trwało cały maj i połowę czerwca, przy czym już w maju zaczęły się pojawiać dni bez bólu głowy. Wyraźnie zmieniła się buzia, nie był już taki ziemisty, szary, bez życia i ochoty do czegokolwiek.
W lipcu i sierpniu przeszłam zabiegami na dwa razy w tygodniu. Wrzesień – zabiegi raz w tygodniu. Powoli rezygnowałam z zabiegów, już wiedziałam, że nie są naprawdę niezbędne. Głowa od lipca nie bolała go ani razu. Choć do dziś chętnie poddaje się zabiegowi na stopach, wręcz chce, a ja nie odmawiam mimo, że jakiejś wyraźnej potrzeby nie ma, ale na pewno mu niezaszkodzą.
Sam sobie wciąż jeszcze od czasu do czasu robi uszy. I druga sprawa za którą jestem Ci Wandziu wdzięczna. Jak to dobrze, że jesteś. Jak to dobrze, że nauczyłam się czegoś czym mogę pomóc innym i sobie. No i – co wcale nie jest mało ważne – mam coś, co mnie zajmuje, mam swoje życie. Mam swoje zajęcia, mam zabiegi.
Do tych refleksji doszłam wysłuchując – jak to w czasie zabiegu – żalów, utyskiwań, czasem złości ludzi w wieku moich córek, bądź trochę starszych, na swoje mamy, które chcą rządzić życiem swoich, dorosłych już dzieci. Ja tego nie muszę robić – ja mam czym żyć. Oczywiście jestem mamą, babcią zawsze gotową do udzielenia pomocy czy rady, ale nie żyję tylko życiem dzieci.
I za to też Ci Wandziu serdecznie dziękuję.
Pozdrawiam cieplutko.
Krystyna
•••
Uzupelnienie do treści powyżej…
O wnuku 14 lat, – myślę, że dodatkowe informacje dla czytelników mogą być przydatne. Bóle głowy – początkowo sporadyczne, później coraz częstsze zaczęły pojawiać się późną wiosną. Od września były już codziennie czasem słabsze, czasem silniejsze. Do tego doszły poranne wymioty i biegunki. Po takiej „sesji” w toalecie chłopak nie miał siły iść do szkoły.No i wciąż był zmęczony, spać mógł na okrągło, chodził otępiały, koncentracja na nauce właściwie niemożliwa.
Na podstawie rezonansu magnetycznego z kontrastem zdiagnozowano torbiel pajęczynówki w lewej okolicy skroniowej o średnicy 12 milimetrów. Leczenie – jak pisałam, żadne. W przypadku pojawienia się padaczki bądż silnego ucisku torbieli na mózg (co daje określone objawy) – operacja neurochirurgiczna, której podstawowym powikłaniem jest padaczka, a pozostałe negatywne skutki raczej nie do przewidzenia.
Piękne, prawda?
Jak widzisz alternatywy nie było, więc trochę po omacku wzięłam się do pracy no i … efekt, lepiej nie trzeba sobie wymarzyć :-). Do tego – jeśli idzie o jedzenie, zakazałam jakichkolwiek słodyczy (choć sama ten zakaz łamałam piekąc ciasto, ale to był jeden kawałek w tygodniu).
Ponadto, uczyłam go jak ma o tej swojej dolegliwości myśleć. Wytłumaczyłam mu jak mogłam najprzystępniej, ale myślę, że było to dla 14-latka trudne.
Trzeba mu przyznać jednak, że stosował się do moich poleceń bez szemrania – oby wszyscy pacjenci tacy byli :-)),… pomarzyć dobra rzecz…
Temat warsztatów? Dla mnie wciąż problemem i powodem do irytacji jest niechęć ludzi do współpracy, do dania z siebie sobie samemu. Może coś więcej na temat głowy? Z tego co wiem lawinowo rośnie liczba zachorowań na różnego typu guzy, glejaki i jakieś takie schorzenia właśnie w obrębie głowy. Dna moczanowa dopada ludzi w wieku tuż po trzydziestce co jest dla nich całkowitym zaskoczeniem i właściwie przypadek decyduje o właściwym zdiagnozowaniu.
Już pózno, wiem tylko, że darzę Ciebie ogromnym szacunkiem, miłością i wdzięcznością za wszystko. Raz jeszcze dziękuję.