Refleksologia – moja miłość

Czy można w jednym życiu być dwiema kompletnie różnymi osobami? Można.

Mnie to spotkało.  Dzielę życie na „przed spotkaniem ” i „po spotkaniu” Wandy i poznaniu refleksologii.

„Przed” byłam panią w kostiumie i szpilkach, bardzo dużo pracowałam, awansowałam, zarządzałam ludźmi, podejmowałam strategiczne decyzje. To wypełniało moje życie w nadmiarze. Zaangażowanie zawodowe było ulgą od osobistych dramatów i desperackim poszukiwaniem przestrzeni, gdzie czuję się doceniona, zauważona, szanowana. Tak, uciekałam w pracę! Bo żeby żyć, potrzebowałam- jak powietrza- potwierdzenia siebie, jako człowieka, kobiety, istoty czującej. Uznania i poszanowania. Tylko tyle i aż tyle. Szukałam tego, co zabrał mi dom i dysfunkcyjne małżeństwo. I życie pod jednym dachem z człowiekiem, który systematycznie i cynicznie odzierał mnie z godności i pewności siebie.

Szukałam na zewnątrz (cóż za pospolity błąd niedojrzałości) i znalazłam… autostradę do katastrofy.

I do katastrofy dojechałam! Nagle, z dnia na dzień, straciłam pracę. Przyszło załamanie psychiczne i najgorszy w moim życiu kryzys. Nie bałam się o pieniądze – mój mąż był bardzo majętnym człowiekiem – ale całkowitego uzależnienia od niego. Skończyłam więc studia podyplomowe z ochrony środowiska, zadbałam o wyższe kompetencje zawodowe, by mieć lepszą pozycję w staraniach o pracę. Po raz pierwszy w życiu miałam też więcej czasu dla siebie. A więc też na refleksję i  na szczery kontakt ze swoim wnętrzem i intuicją. To wtedy uświadomiłam sobie, że jest we mnie- bardzo nieoczywista dla innych- uważność na ludzkie stopy. Były dla mnie niczym czytanie z kart  czy linii dłoni. Od zawsze zwracałam na nie uwagę. Dużo mówiły mi o samym człowieku. „Czytałam” ludzi na podstawie kształtu stóp. I- co też sobie  uświadomiłam- lepiej pamiętam  ich stopy  niż twarze.

To właśnie  ta refleksja była przełomowa. Życiowy punkt zwrotny i motywacja.   Postanowiłam dowiedzieć się więcej i tę swoją niecodzienną umiejętność wzmocnić merytoryczna kompetencją. I tak oto znalazłam się na kursie prowadzonym przez Wandę.

Pojęcie „refleksologia” było wówczas w Polsce zupełnie nowe. Ja też nie miałam wiedzy, co jest jej istotą, poza tym, że dotyczy stóp. I…kliknęło! Po pierwszym dniu szkolenia wróciłam do domu poruszona do głębi. Nie przeczuwałam, ale  już WIEDZIAŁAM, że „to jest moje”,  że dostałam od losu coś specjalnego. Znalazłam swoją ścieżkę zgodną z tym, co we mnie pulsowało od zawsze. co  rezonuje ze mną głęboko.

Rodzina była przeciw  (klasyka gatunku). W dobrej (oczywiście) wierze odradzała, zniechęcała, ośmieszała „ będziesz ludziom nogi masować?” Wieszczyli mój ostateczny upadek w tym szaleńczym- ich zdaniem- pomyśle. A ja? …Śmiałam nie słuchać dobrych rad i  szłam swoją drogą. Trafniej- zasiadłam  na niej,  spędzając godziny z własną stopą w dłoniach, z mapą stóp i atlasem anatomicznym. Poznawałam jej budowę, szukałam punktów, doświadczałam  nieznanego wcześniej dotyku. No i wkrótce zdzierałam buty z nóg wszystkich, którzy wpadli w moje ręce, by pooglądać ich stopy, porównać, powiązać  budowę i zmiany z problemami zdrowotnymi. To pouczające hobby  nie  przeszło mi do dziś.  Nadal sprawdzam, dotykam, porównuję, analizuję. Każde nowe nogi  są inspirującą zagadką, łamigłówką, wartą rozwiązania, by trafnie dotrzeć do zdrowia człowieka.

Na początku dostawałam za moje zabiegi słoik dżemu, jajka, czasem perfumy. Ludzi przybywało, bo świetnie zadziałał marketing szeptany. Zadowoleni z efektów klienci podsyłali swoich bliskich, znajomych. Miałam coraz więcej pracy ( ależ kciuki mnie bolały!)  i zadowolenia z jej sensu.  Satysfakcja szła w parze z pieniędzmi. Zaczęłam zarabiać. Moja pasja okazała się źródłem dochodu, a możliwość zarabiania- drogą do wolności.

To był początek mojej Wielkiej Zmiany. A co się zmieniło? Odeszły niepokoje, zagubienie, niepewność. W ich miejsce pojawiła się ufność, radość, serdeczność, czułość, wdzięczność, wzruszenie. Cała gama budujących ekscytacji.  Za każdym razem, gdy po zabiegu zawijam ręcznikiem rozpracowane stopy, mam uczucie spełnienia. Podobne do tego, gdy kładłam do łóżeczka moje wykąpane, najedzone dziecko.

To jak się czuję, jest ważne, bo obcując  z ciałem drugiego człowieka nie można mieć w sobie bałaganu. Świadomość tego zmusza do pracy nad sobą, do nieustannego porządkowania swoich emocji, do poszukiwania drogi do wewnętrznego spokoju. Im większa cisza „w środku”, tym więcej przestrzeni dla empatii, współczucia, zrozumienia. To jest bardzo potrzebne, by móc towarzyszyć ludziom w ich trudnych momentach – w bólu, chorobie, umieraniu. To wielki przywilej i odpowiedzialność być obdarowywanym zwierzeniami.

Refleksologia to czuły dotyk- choć nierzadko bolesny- którego w życiu  mamy mało.   Obejmować czyjeś stopy – to mieć w swoich dłoniach miniaturę człowieka. Ludzie wstydzą się słabości, choroby, brzydkiego zapachu czy deformacji ciała. Wrażliwy refleksolog swoimi rękami daje  akceptację, przywraca spokój, odbiera kompleksy. Pozwalamy na wyciszenie, rozluźnienie, poczucie bezpieczeństwa.

Wzmacniam te dobre odczucia. Bardzo często po zakończonym zabiegu obejmuję i przytulam osobę, która wstaje z fotela, a przepływ dobrej energii czyni cuda. Pięknie powiedziała Hanna Marquardt – zabieg jest nawiązaniem współpracy z „wewnętrznym doktorem” osoby, która siedzi na fotelu, z jej ciałem, umysłem i duszą ( CUD).Niezwykłe jest, że pracujemy na tych wszystkich poziomach. Grecy wierzyli, że stopy są siedliskiem duszy, każdy refleksolog może to potwierdzić, bo pracując na stopach, docieramy nie tylko do każdego bólu w ciele, ale i do nagromadzonych traum, wspomnień, bólu duszy, napięć, które generuje wiecznie rozpędzony umysł.

Do udzielenia pomocy potrzebujemy jedynie naszych dłoni, możemy pomagać w absolutnie każdych warunkach. Przekonałam się o tym dobitnie będąc w dżungli, w Peru. Prawie 5 godzin podróży łodzią po rzece Ukajali od najbliższego miasta, godzinę łódkami od wioski, w której mieszkaliśmy ( nie było tam ani lekarza, ani leków) i godzinę wędrowania w głąb dżungli. Nagle jedna z Kanadyjek z naszej grupy  upadła- zwijając się z bólu- i z krzykiem, że boli ją brzuch. Konsternacja i przerażenie wszystkich. Na szczęście miałam w swoich rękach „pakiet pomocowy”.  Podeszłam do niej, zdjęłam z jej stóp kalosze i zaczęłam swoją pracę. Nie wiem jak długo to trwało, ale powoli krzyk ustawał, dziewczyna otworzyła oczy, ból  minął. Na koniec kilka wspólnych oddechów( dla uspokojenia i wyciszenia), serdeczne przytulenie i mogliśmy kontynuować wędrówkę.

Magia?

Z taką „magią” mam do czynienia już ponad dwie dekady. Od 19 lat uczę refleksologii. To moja radość, powołanie, zaszczyt. Jestem jedną z pierwszych nauczycielek tej terapii. Czuję się przewodniczką wielu ludzi. Życie niektórych moich kursantek/kursantów   zmienia się, jak niegdyś moje. Idzie ku dobremu. Z radością patrzę na to. Akcentuję moc  szacunku i dobrych myśli o samym sobie. Uwrażliwiam ich, by czuli swoje czyste  źródło i mieli  z czego czerpać oraz  czym się dzielić. To jest istotne i do tego, by  rozumieć, szukać, a nie zostawać w schematach i gotowych (nie swoich) scenariuszach. Uczulam na wartości, by ich nie trwonić.

Bardzo ważne jest połączenie ze swoją intuicją. Chcę, by ufali swoim dłoniom i śmiało szukali zdrowia i równowagi w stopach osób, z którymi pracują.

Po każdym szkoleniu- a zwłaszcza z nowymi kursantami- zastanawiam się, dla ilu z nich refleksologia stanie się sensem życia. Źródłem pomocy innym. A ja –pierwsza nauczycielka- nowym i ważnym drogowskazem na ich nowej ścieżce życia,

Ja dla nich, tak jak Wanda dla mnie. Wanda, od której się zaczęło. I w moim życiu i w rozwoju refleksologii  w Polsce. 

To Ona kiedyś zasiała ziarno, z którego po 30 latach urosło potężne drzewo. Z każdym rokiem nasza rodzina się powiększa.. Polski Instytut Refleksologii jest dziś marką, synonimem szkoleń najwyższej, jakości. Nie nudnych, nie sztampowych, nie on line. Teoria to wstęp. Praktyka to sedno uczenia się. Wanda od zawsze  kładzie nacisk na praktykę.

Ma autorytet, ale  nie pozuje  na  guru w środowisku. Co więcej, chętnie dzieli się umiejętnościami. Jest mistrzynią i partnerką. Nauczycielką i towarzyszką. Motywatorką  i inspirującym szkoleniowcem. Przewodniczką i …inspektorką jakości. Nie ma osoby z dyplomem PIR, której pracy Wanda by się bacznie nie  przyjrzała.

Powiem wprost. Nie mam chłodnego dystansu do Wandy, bo- poznawszy ja bliżej- pokochałam ją całym serce. Tak, mamy bliskość dusz. I na taką relację zapracowałyśmy sumiennie.  Łączą nas wartości, które jak dekalog przekazujemy kursantkom i kursantom.

Nie zapomnę, że to ona była moim pierwszym drogowskazem  i zarzewiem  tego, co prawdziwe, mocne, wartościowe, generujące wdzięczność i radość. Wanda to krok milowy, a raczej skok w Moje Nowe Życie. 

I na  drodze Mojego Nowego Życia pojawił się- w odpowiednim czasie i miejscu- Andrzej, drugi mój  Nauczyciel. Jego wiedza i przekaz o refleksologii twarzy i głowy, to magiczny klucz do wyciszenia i głębokiej relaksacji. Szkolenia tego mistrza zapamiętałam i poczułam – jako wyjątkowe- na wielu poziomach.

Mam ogromne szczęście, że tacy ludzie stanęli na trasie  mojej dojrzałej podróży, wzmacniając  moją  świadomość i  akceptację. To jest proces, i wciąż w nim jestem. Ale już jako  przebudzona kobieta. Zapracowałam na taką metamorfozę. Na powrót do prawdziwej siebie. Mam w sobie moc i korzystam z niej. Moc nie z zewnątrz, nie budowaną na rzeczach, które ktoś może zabrać, ale moc płynącą z wewnątrz, ze świadomości kim jestem. Dziś wdzięczna jestem za każdą minutę mojego życia, bo wszystko, co przeszłam doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem.

Co mnie różni od moich wielu kursantek i  kursantów? To, że ja to już wiem, a oni mają potencjał, by to poczuć. Niebawem będziemy razem w tym samym świetlistym miejscu… jeśli zechcą i odważą się na zmiany, Ja  mam je za sobą. Co za ulga… Rozwiodłam się, odzyskałam siebie i pewność siebie. I wówczas na zabieg przyszedł pan, który… dziś jest moim mężem, przyjacielem, partnerem, wsparciem, miłością. Cóż za prezent od losu…od refleksologii J

„ Z fotela” wzięła się też większość moich obecnych, wartościowych przyjaźni – kiedy się zmieniamy, odchodzą ludzie starego życia, przychodzą nowi. Bo podobne przyciąga podobne. Na innych falach nadajemy. Nauczyłam się z wdzięcznością żegnać relacje, których czas minął. I pielęgnować nowe, by wzajemnie karmić się dobrą, wspierającą, ożywczą energią.

Teresa Terlecka
nauczyciel zawodu PIR

Scroll to Top