Refleksologia od narodzin

Stópki mojej małej córeczki trzymałam w dłoniach prawie od samych narodzin.

Końcówka porodu była trudna, obie potrzebowałyśmy regeneracji. Malwinka miała troszkę napięć w ciele i była bardzo wrażliwa – szybko nauczyliśmy się co to znaczy dla niej „nadmiar wrażeń”.
Początkowo „zabieg na stopach” to było zwyczajne trzymanie ich w dłoniach lub po prostu położenie kciuków na splocie słonecznym na obu stopach jednocześnie – co powodowało właściwie zawsze wyciszenie w momencie jakiegoś większego niepokoju.

dziecko1Widać jednak było, że dotyk stóp nie był oczywisty – potrzebowała się do niego przyzwyczaić.
Od trzeciego tygodnia życia praktycznie codziennie lub co drugi dzień jej stópki były w naszych dłoniach choć przez chwilę – naszych, bo Tata też wie jak dobry jest dotyk stóp i sam umie wykonać zabieg. To właśnie Paweł pomagał mi dojść do siebie po porodzie, pracując na właściwych refleksach czy wykonując zabiegi na refleksie blizny po nacięciu krocza.

W czwartym tygodniu Malwinka zaczęła wieczorami dziwnie świszcząco oddychać i przełykać ślinę, jakby się krztusiła.  Okazało się, że ma wrodzoną wiotkość krtani (laryngomalacja), która jest częstą przypadłością okresu niemowlęcego, spowodowaną niedojrzałością elementów chrzęstnych tworzących krtań, może być połączona z refluksem i w 9 na 10 przypadków mija samoistnie przed 2 rokiem życia. Zaczęłam pracować na małych stópkach po kilka minut kilka razy dziennie i wszystko przeszło w ciągu 3 tygodni, choć prognozy mówiły, że może to potrwać dużo dłużej. Objawy na szczęście ograniczyły się tylko do świszczącego oddechu, nie było problemów z refluksem.

W kolejnych tygodniach wszystko przebiegało już spokojnie, a jakiekolwiek „przestoje” w wypróżnieniach opanowywała Babcia, która refleksologię zna jedynie na swoich stopach i nigdy się jej nie uczyła, ale wystarczyło, że przesuwała kciukami na obu stopach jednocześnie przez śródstopie w dół do pięty i w ciągu dosłownie 1-2 minut wszystko się odblokowywało, bo właśnie tak szybko odpowiada ciało dziecka nawet na zupełnie amatorską, ale pełną miłości refleksologię.

Kolejny raz refleksologia przydała się przy ząbkowaniu. Malwinka nie znosiła go wcale najgorzej (może dlatego, że właściwie cały czas miała regularnie robione stópki?), ale jednak były takie chwile w ciągu dnia, szczególnie przy wyrzynaniu się jedynek i dwójek, że robiła się niespokojna, podenerwowana i traciła swój zwyczajowy świetny humor, a jej główka robiła się gorąca.
Oczywiście miało to odzwierciedlenie w palcach u stóp, które też robiły się gorące – ale tylko te, na których znajdowały się refleksy rosnących zębów. Tak więc, kiedy tylko widziałam, że córka traci humor i coś jej przeszkadza i nie byłam pewna o co chodzi, to po prostu chwytałam stópkę i sprawdzałam czy i w którym miejscu jest gorąca. Zazwyczaj chodziło właśnie o zęby. Schładzałam wtedy porządnie moje palce i takimi zimnymi delikatnie uciskałam te gorące paluszki i dosłownie po 30 sekundach dziecko miało chłodniejszą główkę i uśmiech wracał na buzię.
Był taki jeden tydzień, kiedy Malwince wyrzynały się 4 zęby jednocześnie – dodawałam jeszcze wtedy delikatne „wyciąganie” refleksów układu limfatycznego między palcami i pracę na splocie słonecznym.

Jeżeli dziecko przy ząbkowaniu ma biegunkę i/lub zaczerwienioną pupę dobrze jest także popracować na refleksach układu pokarmowego i odbytu.

Tak jak wiele mam, ja także doświadczałam strachu, kiedy dziecko zdobywając kolejne umiejętności ruchowe, ulegało małym lub większym wypadkom.

Podczas pierwszego takiego niemiłego zdarzenia, Malwinka przewróciła się i uderzyła w rejonie prawego oka. Płacz był okropny, a ja byłam przerażona, bo nie wiedziałam czy nie uszkodziła sobie oka. Powieka i łuk brwiowy były zaczerwienione i spuchnięte, a samo oko bardzo łzawiło. Pierwsze co zrobiłam, to przystawiłam Malwinkę do piersi (na szczęście jeszcze wtedy karmiłam) i kawałkiem lodu zawiniętego w pieluszkę zaczęłam chłodzić delikatnie refleksy oka na paluszkach, a następnie miejsce przy miejscu drobiazgowo uciskałam te rejony.

Jak już zobaczyłam po kilku minutach, że mała się uspokaja, a powieka i łuk brwiowy nabierają bardziej normalnego wyglądu, pojechałam oczywiście do szpitala, żeby sprawdzić czy nic się nie stało z samą gałką oczną (cały czas jeszcze było łzawienie i zaczerwienienie). Lekarka uprzejmie sprawdziła co trzeba i powiedziała, że wszystko w porządku, ale patrzyła na mnie trochę dziwnie, bo twierdziła, że to niemożliwe, że dziecko tak mocno uderzyło się w oko jak jej opisałam, bo nic jej zdaniem nie było widać….

Kolejny wypadek – Malwinka spadła z krzesła i uderzyła się w czoło – piękna śliwka zaczęła tam wyrastać w tempie natychmiastowym. Akcja ratunkowa, podobna jak poprzednio, tym razem jednak trzymając na kolanach wtulone we mnie dziecko, schładzałam czoło jedną ręką przykładając coś zimnego, a drugą  uciskałam duży palec od stopy, szczególnie paznokieć i pod paznokciem.

Kiedy Tata wrócił godzinę później do domu, bo wypadku nie było ani śladu.

Wieczór przed ostatnią Wigilią – dziecko najwyraźniej źle się czuje, stan podgorączkowy, coś nie tak z brzuszkiem, cały dzień praktycznie nic nie chce jeść…. Robię stopy, dosłownie kilka minut, wyczuwam duże napięcie i ból w refleksach żołądka, śledziony i całego układu limfatycznego. Po tych kilku minutach Malwinka zwraca cały ostatni posiłek, który zjadła dłuższy czas temu. Jest nieprzyjemnie, ale na pewno jej ulżyło. Po nocy znowu stopy, śpi ponownie kilka godzin, po czym wstaje radosna jak skowronek, wszystko już dobrze, zjada z apetytem posiłek Wigilijny i rozpakowuje prezenty.

Malwinka przez prawie cały pierwszy rok życia chętnie przyjmowała zabiegi na stopach. Potem nastąpił „kryzys” i zupełnie tego nie chciała. Kiedy jednak miała katar i gorączkę, musiałam coś wymyślić oprócz robienia stópek podczas snu. Z pomocą przyszły różne kremy i smarowidła – już taka mała kobietka uwielbia się kremować.

Często leżymy razem w łóżku przed snem i każda z nas „smaruje sobie kremem” swoje stopy.

Malwinka jest na tyle świadoma co dają zabiegi na stopach – na ile może być tego świadome dziecko w jej wieku. Bawiąc się w lekarza, najpierw bada lale i misie, a następnie przykleja plasterki, aplikuje lekarstwa kuleczki (homeopatia) i oczywiście masuje stópki.
Pamiętam jakie to było wzruszające kiedy ja sama miałam infekcję na początku roku i zmęczona leżałam w łóżku, a 2-letnia wtedy Malwinka podchodziła do mnie i mówiła: „Mamusiu masuję ci rączki, żebyś była zdrowa”.

Malwinka, która obecnie ma 2 lata i 8 miesięcy,  jest zdrowym dzieckiem, krótkie infekcje z gorączką do tej pory miała 2 razy i ze 2 małe katarki.

Mimo to jednak, kiedy pracuję na jej stopach profilaktycznie – wielokrotnie znajduję złogi, galaretki i zgrubienia w różnych refleksach. Ciało cały czas pracuje, rozwija się, przechodzi różne procesy, odzwierciedla emocje, układ odpornościowy rozprawia się z patogenami…

Wyraźnie też widać, że Malwinka, która stopy odziedziczyła po tacie – ma już teraz tendencje do napięć w tych refleksach, w których jej tata ma wyraźne złogi i w których u niego sytuacja ma charakter bardziej chroniczny. Na pewno przyglądając się stopom dorosłego, po którym dziecko odziedziczyło swoje stopy, możemy zobaczyć na które refleksy zwrócić uwagę już wcześniej, gdzie w ciele są słabsze punkty czy tendencje do napięć.

Warto pracować na stopach dzieci, po to, aby po prostu były zdrowe. W ten sposób też możemy nauczyć je świadomości swojego ciała i przekazać im, że nasze zdrowie leży w naszych rękach.
To, czego my się musieliśmy nauczyć jako dorośli, może być dla nich czymś najbardziej naturalnym w ich świecie.

Magda Bestrzyńska – Nauczyciel Zawodu
Wrzesień 2019

Scroll to Top