W czasie tych kilkunastu lat pracy na stopach, zauważyłam jedną główną zmianę i tendencję, która mnie osobiście niepokoi… Kiedyś wszyscy rodzice przychodzili z dziećmi i towarzyszyli im na różne sposoby podczas zabiegu, rozmawiając z nimi, trzymając za rękę, głaszcząc, tłumaczyli co się dzieje.
Jeżeli wiedzieli, że dziecko jest niespokojne lub trudno znosi kontakt z nową osobą – przynosili ulubioną książeczkę lub maskotkę dziecka, żeby dodatkowo je wesprzeć. Dziś coraz więcej rodziców wręcza dzieciom komórki i tablety na początku zabiegu, twierdząc, że „inaczej się nie da” lub „jeżeli dam komórkę, to zgodzi się na wszystko, na zabieg też”, nie pytając co ja na to. A ja nie mówię, że to jest zawsze złe, że czasem nie można dać komórki. Ale zawsze chcę zobaczyć czy możemy inaczej.
I najczęściej dziecko mniej lub bardziej spokojnie wytrzymuje cały zabieg. Jeżeli już mówi, próbuję je zachęcić, żeby mi mówiło jak odczuwa mój dotyk, czy łaskocze jak piórko, czy kłuje jak igiełka, czy boli. Próbuję je zainteresować odczuciami z własnego ciała, bo to nam się w życiu przydaje, a wielu z nas traci kontakt ze swoim ciałem bardzo szybko, nie wie co się z nim dzieje i jak o nie zadbać.
Nazywam to co robię rękoma na różne dziecięce sposoby, śpiewamy wspólnie piosenki, pytam o kolegów z przedszkola. Niejedno dziecko przedszkolne było naprawdę zainteresowane mapą stóp i świetnie się tym bawiło. Nie zawsze oczywiście jest łatwo i kilka razy bajka na telefonie pomogła. Szczególnie tym bardzo chorym, cierpiącym na co dzień ból małym pacjentom. A nie zawsze też zdążyłam uprzedzić sytuację, zanim dziecko „zanurzyło się” (dosłownie) w komórkę. W takich sytuacjach miałam wrażenie, że pracuję na stopach, które nie należą do tego dziecka, z którym kompletnie nie było kontaktu, a które praktycznie bez mrugnięcia wpatrywało się w komórkę, kurczowo ją trzymając.
Dwa razy też zdarzyło mi się nie zrobić dzieciom zabiegu – były na tyle małe, że nie mówiły jeszcze, płakały i wyrywały nóżki, czułam, że zrobienie zabiegu na siłę, zdecydowanie przekroczy ich delikatne granice. Z jakiegoś powodu nie akceptowały zupełnie mnie lub całej sytuacji.
A jak to wygląda w waszej praktyce?
Magda Bestrzyńska
Nauczyciel Zawodu
***
PO PIERWSZEJ WIZYCIE
Ostatnio mama przyprowadziła 5-letnią Weronikę z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, niespokojną, która w pierwszym roku życia przeszła kilka operacji w obrębie jamy brzusznej, między innymi na przepuklinę przeponową. Na jej brzuszku widniały 2 długie blizny- jedna na poziomie przepony po lewej stronie, w miarę ruchoma, druga ponad pępkiem – czuć, że mocno wszystko w środku „sklejone”. Dziewczynka ma problemy z jelitami, wypróżnieniami, ze skupieniem się na czymkolwiek, oraz z zasypianiem. Z tym ostatnim jest lepiej odkąd wykonują na wieczór masaż całego ciała. Mama też prawie rok temu ukończyła 1 stopień stóp, aby i w ten sposób spróbować pomóc córce, ale mówi, że mimo regularnej pracy, nie widzi szczególnych efektów.
Co powiedziały stópki dziecka?
Zaczęłam od przyjrzenia się obszarom związanym z przebytymi operacjami i bliznami. Oba refleksy splotu słonecznego zapadnięte, a pod zewnętrzną stroną przepony na lewej stopie – zgrubienie, jakby ktoś włożył do środka kamyk z ostrymi krawędziami.
Rozluźniłam przeponę, a następnie odpowiednik blizny na wierzchu stopy. Robiłam to dużo delikatniej niż zazwyczaj u dorosłych. Następnie rozpracowałam zgrubienie, które znalazłam na zewnętrznej krawędzi stopy w rejonie refleksu kolana-biodra. Poluzowałam wszystkie refleksy na piętach. Zgrubienie, które było pod przeponą po tej pracy rozmiękło i straciło ostre krawędzie, mimo, że nie pracowałam bezpośrednio na nim. W międzyczasie rozmawiałam trochę z dziewczynką, która wbrew zapowiedziom mamy, całkiem dobrze znosiła to co robię, choć momentami czułam, że może być to dla niej trochę bolesne. Następnie rozpracowałam cały układ moczowy oraz jelita – zdecydowanie gorzej było na prawej stopie, ale też po prawej stronie ciała blizna była wyraźniejsza i kiedyś też była przez jakiś czas założona stomia.
Popracowałam z kolei na odpowiednikach blizn, które znajdowały się na prawej stopie. Pora na kręgosłup. Mama mówi: nie daje go dotknąć na stopach. Ale tym razem dziewczynka bez problemu pozwoliła pracować w tych miejscach.
Prawdopodobnie poluzowanie zastojów związanych ze bliznami i zrostami pooperacyjnymi w rejonie przepony i brzucha pozwoliło uwolnić napięcia zgromadzone w refleksach kręgosłupa. Następnie, właściwie na koniec – praca na palcach. Starałam się przy pracy poruszać dodatkowo całą nóżką – to wyraźnie pomagało dziecku. Mnóstwo wrażliwych miejsc na palcach, bardzo dużo do pracy jeszcze. Nic dziwnego, że nie było do tej pory tak oczekiwanych przez mamę efektów w postaci wyciszenia, chociażby małych momentów koncentracji itd. Mama po 1 stopniu stóp robiła to co mogła najlepiej, ale postarałam się jej dać dodatkowe porady co do pracy na stopach oraz rozpracowywania blizn na brzuchu, tak aby efekty były jak najlepsze. Planuje przywozić córkę raz w tygodniu i oczywiście sama dalej pracować na jej stopach. Zobaczymy jak odpowie ciało dziewczynki…
***
PANI MASAŻ
Mikołaj 5 lat, z zaburzeniami ze spektrum autyzmu, nadpobudliwy, mówi bardzo niewyraźnie, mały zasób słów, ciągle nosi pieluchę, ma bardzo luźne stolce, często infekcje. Chodzi do przedszkola, ale jest ogromny problem z integracją w grupie. Mimo, że rodzice starają się go masować codziennie, stopy także, to Mikołaj niechętnie podaje stópki do masażu. Cały czas się wierci, chce coś jeść lub pić, najchętniej obejrzałby bajkę na tablecie.
Pierwszy kontakt z jego stópkami trwa niecałe 15 minut, polega w dużej mierze na oględzinach stópek i trzymaniu ich w dłoniach, oswajaniu chłopca z moim dotykiem. Bardzo delikatnie „przy
okazji” wchodzę w refleksy, które najbardziej wołają o pomoc – cały układ moczowy, pęcherz jak śliwka, zapuchnięta piętka, jelita pokryte galaretowatą masą. Przy okazji staram się szybko przekazać mamie co powinna postarać się rozpracować w domu przed kolejną wizytą. Paluszków chłopiec nie da nawet delikatnie musnąć, zawija je, wyrywa stopę i krzyczy. Mimo, że praca jest krótka i delikatna, chłopiec prawie od samego początku często puszcza gazy.
Przy kolejnym spotkaniu mama mówi, że synek zasnął tamtego wieczoru po pierwszym zabiegu dużo szybciej i spokojniej niż zwykle. Widać, że naprawdę postarała się pracować jak umiała na jego stopach – w refleksach układu moczowego i jelit ogromna różnica i sama mówi, że wypróżnienia wyglądają już trochę inaczej. Dziś Mikołaj nawiązuje ze mną trochę kontakt i pozwala przez chwilę potrzymać w dłoniach palce od stóp. Jest już spokojniejszy.
Na kolejną wizytę przychodzi krzycząc od drzwi „cześć pani masaż!” i okazuje się, że całą drogę z przedszkola cieszył się, że będzie miał masowane stópki. Chłopiec wspiął się na kozetkę, ułożył spokojnie na poduszce i tak leżał przez cały czas trwania zabiegu – było widać, że odpoczywa – ogromna różnica w porównaniu do pierwszej wizyty.
Ponieważ mama bardzo solidnie przykładała się do pracy na stopach Mikołaja, zadecydowałyśmy, że będą przychodzić co 2 tygodnie. Efekt pracy po 2 miesiącach: więcej spokoju i umiejętności skupienia się, widoczny postęp w rozwoju mowy, regularne prawidłowe wypróżnienia i 100% obecności w przedszkolu bez dnia kataru. Kolejne tygodnie i miesiące przyniosą na pewno jeszcze lepsze efekty.
***
ZATKANY SPORTOWIEC
Mama przyprowadziła 9-letniego Sebastiana, ponieważ już nie znajdowali sposobu na ciągłe infekcje, wiecznie zatkany nos i zatoki, z którymi „żadne leki nie mogą sobie poradzić”. Chłopiec narzekał w związku z tym na duże zmęczenie, w dodatku trenował piłkę nożną i właściwie nie miał na to siły i opuszczał treningi.
Wszystkie paluszki blade i zalane galaretą, refleksy płuc z bruzdami, zapadnięte i blade, w refleksach jelit dużo już za bardzo stwardniałych jak na takie małe dziecko złogów, refleksy układu limfatycznego bardzo wrażliwe, śledziona twarda i zapuchnięta. Refleksy kręgosłupa bolesne. Nic dziwnego, że chłopiec nie miał siły na nic.
Efekt zabiegu na pewno nie zdziwi żadnego refleksologa – ale mama chłopca była zszokowana – po 10 minutach od rozpoczęcia pracy na stopach, z jego nosa zaczęła wydobywać się gęsta zielona kleista wydzielina. Mama musiała siedzieć przy chłopcu cały zabieg i pomagać mu wycierać nos. Poszedł cały karton chusteczek, ja sama zastanawiałam się ile tego może znajdować się w tym małym ciele. Czyszczenie trwało kolejne 2 dni, mama mówiła, że z nosa i z gardła schodziła masa obrzydliwych rzeczy.
Kolejne zabiegi były już spokojne i praktycznie po 5 zabiegu chłopiec czuł już ogromną różnicę, skorzystali w sumie z 9 zabiegów.
Magda Bestrzyńska – Nauczyciel Zawodu
Wrzesień 2019