Refleksologia w tajskim wydaniu

Kilka dni temu wróciłam z podróży poślubnej z Tajlandii. Zmiana czasu i klimatu wciąż jest dla mnie szokująca! Teraz pozostały wspomnienia i dzielenie się swoimi doświadczeniami.

Tajlandia ma w swojej ofercie ogromny wachlarz atrakcji. Wiążą się one z przyrodą, ludźmi ich religią i kulturą. Różnorodność, kontrasty, egzotycznie smaki, kolory i zapachy z jakimi można się tam spotkać, są po prostu niesamowite. Nic więc dziwnego, że kraj ten przyciąga turystów z całego świata. Doświadczyć można tam naprawdę wiele.

Jazdy na słoniach, wędrówek przez dżunglę, wycieczek na malownicze wyspy, pysznej kuchni, masażu tajskiego (gorąco polecam) czy nurkowania.

Jedną z atrakcji, których nie można sobie odmówić, są zabiegi refleksologii. Można ich zaznać niemal wszędzie. Widok porozstawianych na ulicy leżaków jest warty zobaczenia! Chętnych jest wielu, nie tylko wśród turystów, ale i samych Tajów. Ze swojego punktu widzenia, nie nazwałabym tego refleksologią a raczej masażem stóp z elementami refleksologii. Tajowie używają jednak tych określeń zamiennie. Jakość zabiegów jest różna, głównie zależy to od samej osoby wykonującej zabieg. Warto zwrócić uwagę, że ma to raczej charakter masowy i trudno tu mówić o indywidualnym podejściu do każdego klienta. Jednak wszędzie można znaleźć osoby z pasją, trzeba tylko mieć trochę szczęścia!

Tajowie wykonują zabieg przy użyciu maści rozgrzewającej lub olejku, trzech ręczników (dwa odpowiednio zwinięte, służą jako podpórka podkładana pod piętę) oraz drewnianego patyczka nazywanego „kru jaj”. Po angielsku „master teacher” tak przynajmniej przetłumaczyła mi to moja nauczycielka Ice. Masaż ten skupia się nie tylko na samych stopach ale również na łydkach. Zauważyłam też, że czasami zabieg kończył się krótkim masażem karku i wyciągiem całego ciała.

Dokładne techniki udało mi się poznać podczas kursu w Chang Mai w Ong’s Thai Massage School. Kurs był zorganizowany w ten sposób, że miałam swojego „prywatnego” nauczyciela a nawet pacjenta! Zabieg był wykonywany na mnie, potem ja robiłam go na swojej nauczycielce a potem na pacjencie.
Całość zaczyna się pozdrowieniem „wai”. Ręce są złożone jak do modlitwy, towarzyszy temu lekki ukłon. Jest to typowe pozdrowienie Tajów. Następnie krótka wymiana zdań. Przedstawienie się, zapytanie o samopoczucie. Potem jest modlitwa o pomyślność zabiegu. Było to na tyle ważne, że musiałam to powtarzać za każdym razem, gdy zaczynałam ponownie zabieg. Na ulicy raczej się z tym nie spotkałam, ale w mojej szkole był kładziony na to szczególny nacisk.

To, co mi się podobało, to dbałość również o samego masażystę. O to by odciążać kręgosłup, balansować całym ciałem podczas zabiegów. Ice ciągle zwracała mi uwagę na powolne i płynne ruchy. To nadawało całemu zabiegowi więcej piękna i tajemniczości, sprawiało, że poza samymi technikami było jeszcze „coś” więcej.
Praca na stopach była wykonywana, palcami, całymi dłońmi a nawet łokciami i oczywiście „kru jaj”. Głownie polegała na rozcieraniu i uciskaniu konkretnych punktów. Czasami był to kontakt bezpośrednio ze stopą a w innych momentach ucisk był poprzez ręcznik. Przyznam, że było to bardzo miłe.
Zabieg standardowo trwa ok. 1 godziny i jest to idealny czas by zrelaksować się i poczuć jak stopy stają się coraz bardziej lekkie i rozluźnione. W żaden sposób nie można porównać tego do naszej refleksologii, ale wydaje mi się, że jest idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy boją się bólu, natomiast chcą się w pełni zrelaksować.

To, co mnie najbardziej ucieszyło, to powszechność refleksologii w Tajlandii i szerokie zainteresowanie nią. Mam nadzieję, że w Polsce zabiegi na stopach również przeżyją swój rozkwit. Tyle w tym przecież przyjemności i zdrowia!

Pozdrawiam
Zuzanna Witkiewicz, luty 2012
Scroll to Top