Moja ścieżka w refleksologii

(z archiwum PIR)

Kiedy po raz pierwszy miałam w dłoniach czyjeś stopy nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele dobrego mogą zdziałać moje palce dla organizmu drugiego człowieka. Z biegiem czasu stawałam przed żywymi dowodami, jakie niosła w sobie siła refleksologii.

Każdy początkujący refleksolog był, jak dziecko, które zaczyna się uczyć chodzić po stopach, czytać je i ciągle zadawało sobie pytania, na które odpowiedzi udzielało nam ciało naszego pacjenta.

Moje początki nie były łatwe, a to dlatego, że los kierował mnie do bardzo ciężkich  przypadków. Pamiętam, że pierwszą osobą z którą przyszło mi pracować była matka mojej przyjaciółki. Pani Krysia cierpiała od wielu lat na wirusa typu „C” wątroby. Wróciłam świeżo po pierwszym stopniu refleksologii, a tu przerażona Ewa dzwoni do mnie i prosi o pomoc w ratowaniu życia jej matki.

Stan w jakim zastałam chorą w szpitalu wskazywał niemalże na beznadziejny. Po rozmowie z ordynatorem, który nie dawał wielkich szans zgodził się na zabiegi pani Krysi.

Pacjentka miała otwarte rany żylaków, więc można było pracować tylko na dłoniach. Szybko znalazłam koleżankę po fachu, która była doświadczona w pracy na rękach. Udzieliła mi wsparcia pokazując 2 razy zabieg na dłoniach pani Krystyny. Był to maj 2004 roku. Pani Krysia miała obolałe ciało w kolorze brunatno-szaro ziemistym, problemy z mową i snem, brak apetytu, cewnikowana, nogi opuchnięte, a w brzuchu olbrzymia ilość wody. Przed zabiegami ściągnięto 4,5 litra wody po 2 zabiegach 650ml, zaczął wracać apetyt, po 4 sesjach głos pacjentki zrobił się donośniejszy, opuchlizna z nóg zeszła, wrócił także sen.

Po kolejnych zabiegach pacjentka zaczęła żartować, brzuch zrobił się miękki, dłonie zrobiły się ciepłe i zaróżowione od wewnątrz. Pani Krysia zaczęła się pionizować, a ordynator zaczął podawać globuliny i interferon. Podczas obchodu lekarze pytali ją czy nie przyjmuje jakiś dodatkowych medykamentów, o których oni nie wiedzą, albowiem patrzyli na jej stan z lekkim niedowierzaniem.

Po 3 tygodniach intensywnej pracy p. Krysia poruszała swobodnie nogami, a pampersy z numeru 3 zeszły na 2. Po 8 zabiegach pacjentka samodzielnie usiadła na krześle i posprzątała  sobie szafkę. Obwód brzucha ze 102 cm zszedł do 90cm. Po kolejnym zabiegu wstała i wspierając się na mnie postawiła kilka kroków.

Moją pacjentką została także córka pani Krystyny Ewa, która poddała się zabiegowi celem wyjścia z przeziębienia. Przeziębienie przeszło, ale jakie było nasze zdziwienie, kiedy po trzech zabiegach na stopach zniknęła spod lewej powieki gradówka wielkości groszku, która tkwiła tam od roku.

Od tej chwili gradówki stały się moją „specjalnością”, jest to wdzięczny temat, ponieważ gołym okiem można zobaczyć coś, co wyrosło pod powieką, a po kilku zabiegach z twardego groszku, który nadawał się tylko do usunięcia chirurgicznego, nagle robi się miękki, galaretowaty i ginie.

Otóż mojej sąsiadki syn 20 letni student męczył się z gradówką od dłuższego czasu, próbował różnych sposobów leczenia jej medykamentami, aż skończył na skierowaniu do chirurga. Zaproponowałam Grzesiowi kilka zabiegów i byłam w 100% przekonana, że sobie z nią poradzimy. Nasza sąsiadka lekarka obserwowała nasze zabiegi z lekkim przymrużeniem oka i jakież było jej zdziwienie, kiedy po kilku zabiegach po gradówce nie było śladu.

Czasami sytuacje nas zaskakują w miejscach i chwilach, w których nawet się nie spodziewamy.

Któregoś dnia w firmie, w której pracuję mieliśmy zlecony przez Urząd Pracy kurs komputerowy dla osób niepełnosprawnych. W pewnym momencie wszedł do mojego pokoju biurowego jeden z uczestników w bardzo długiej marynarce z przerażeniem w oczach i prosił o natychmiastowe zwolnienie go z zajęć, ponieważ zatrzymał mu się mocz. Okazało się, że pod marynarką znajdował się cewnik. W moim pokoju przebywał w tym czasie mój prezes, który nie wiedział, że zajmuję się także refleksologią. Nie bacząc na nic poprosiłam pana o dłonie i powiedziałam, że spróbuję mu pomóc. Jakież było zdziwienie obu panów, kiedy po 2 minutach pracy na dłoniach cieniutką rurka do worka zaczął spływać mocz, a kursant patrząc na cewnik krzyknął „leci, puściło”. Prezes w tym momencie skwitował to tak „widzi pan mamy tu nie tylko nauczycieli, ale także terapeutów”.

Ostatnio byłam gościem weselnym i tu także przy­dały się moje ręce. Słysząc o godz. 22 ( to dopiero początek wesela), jak młody chłopak narzeka do swojej dziewczyny, że oczy mu się zamykają ze zmęczenia po nieprzespanej w pracy nocy i chyba nie doczeka do 24, kiedy to będą oczepiny. W tym mo­mencie poprosiłam o jego dłonie pobudziłam przy­sadkę, nadnercze, nerki, przewód moczowy i pę­cherz, który był usiany bolącymi złogami. Zapytałam o problemy z pęcherzem, a on już z dużymi, szeroko otwartymi oczami pyta, „a skąd pani wie, że ja mam taki problem, rzeczywiście od chwili wypadku samo­chodowego, w którym uległa zmiażdżeniu miednica, zaczęły się także problemy z pęcherzem. Lekarze zrobili co swoje i pozostały mi tylko środki przeciwbólowe.”

Wytłumaczyłam mu o co chodzi w refleksologii i zachę-ciłam do obejrzenia naszej strony interneto­wej.

Zadowolony i ożywiony podziękował i udał się ze swoją partnerką za zamknięte drzwi w holu, które po chwili otworzyłam i rzekłam, że zapomniałam mu powiedzieć, że z pewnością za chwilę skorzysta z to­alety i tu kolejne jego zdziwienie, bo ustawił się wła­śnie w kolejkę do tego miejsca.

W kolejnym miejscu słysząc rozmowę trzech starszych kobiet, z których jedna namawia drugą, aby udała się na pogotowie i przyjęła pyralginę. Zapytałam co się dzieje, a kobieta pyta, „czy może mi pani jakoś pomóc?, mam ogromny ból w palcu u stopy, boli mnie głowa i czuję się słabo.” Pani rzeczywiście była bardzo blada z dużym grymasem na twarzy. Poprosiłam o dłonie, przeszłam wszystkie newralgiczne punkty, zrobiłam szybki zabieg na uszach (tu kłaniają się ostatnie warsztaty w Łodzi) i przeszłam przez kilka miejsc na twarzy.

Następnie poprosiłam aby wzięła kilka głębszych oddechów i wypiła szklankę przegotowanej wody.

Po chwili kobieta nabrała rumieńców, a po 15 minutach starsza pani kiwała do mnie z za sąsiedniego stołu, że jest dużo lepiej, a za moment poszła na parkiet.

Kiedy odjeżdżałam doszła do mnie z mężem i bardzo serdecznie podziękowała za to, że jej ulżyłam w cierpieniu. Zaczęła opowiadać o swoich niedomaganiach i usprawiedliwiać się brakiem czasu dla swojego schorowanego ciała. W jej oczach było tyle ciepła i serdeczności, że nie miałam sumienia krzyknąć na nią, żeby się za siebie wzięła.

My refleksolodzy takich przykładów mamy wiele i cieszy nas to, że jest nas coraz więcej, a refleksologia rozwija się w tak szybkim tempie, jako terapia wspomagająca pracę naszego ludzkiego organizmu, któremu jesteśmy w stanie w ogromnej mierze pomóc, dzięki naszym wspaniałym nauczycielom, którzy nie szczędzą siły i wiary w swoich uczniów.

Z najlepszymi życzeniami i pozdrowieniami dla Wandy, Andrzeja, wszystkich koleżanek i kolegów refleksologów oraz tych, którzy doznali refleksologii na sobie.

 

Beata Rybak
Refleksolog Terapeuta
Kielce, 2007

z archiwum PIR

Scroll to Top