Po warsztatach – październik 2016

Wiele się działo – jak zwykle. Zawsze jestem pod wrażeniem tego – co one przynoszą, choć często jestem zaskoczona. Nie można przewidzieć co się wydarzy  –  trzeba być otwartym i nie oczekiwać, brać po prostu to co przynoszą.

Czym były dla mnie XXIII Warsztaty Refleksologii  PIR?

Bardzo ciekawym  doświadczeniem, które pozwoliło otworzyć mi kolejne drzwi w rozwoju jako terapeuty i jako człowieka. Zaczęły się prosto a konkretnie – zestawienie słabych miejsc w ciele człowieka  – uzmysłowiło to nam, że najwięcej naszych niedomagań kumuluje się tzw. łącznikach – szyja, biodra, kolana…

W rozpracowaniu tych miejsc bardzo pomocne okazały się kolorowe jeżyki – bardzo pożyteczna sprawa – wielu z nas od razu intuicyjnie zaczęło pracować na miejscach wymagających wsparcia – znajduje się je bez problemu…
Potem ciekawe wykłady, prezentacja, praca na „nowych” stopach, kolejne doświadczanie swoich stóp – same cudowności.

Chcę jednak zwrócić uwagę na zupełnie inną , bardzo ważną rzecz…
Na warsztatach rozwijamy nasz warsztat refleksologiczny i po to głównie przyjeżdżamy, ale również bardzo ważne jest to – jak nie najważniejsze, że rozwijamy się my sami – to nasz rozwój osobisty.
Gdy przestajemy  jeździć na warsztaty – nie wymieniamy doświadczeń, lub przyjeżdżamy na warsztaty z zamkniętym umysłem i sercem –  to koniec naszego rozwoju  – osiadamy na laurach – cieszymy się sukcesem, mamy poczucie osiągnięcia szczytu…

Jeśli podejmiemy ryzyko dalszego rozwoju – otworzymy się, co czasem boli – okazuje się, że ten szczyt to tylko „półpiętro”.

POKORA wywołana podczas warsztatów cnota – pozwala nam rozwijać się dalej – kto jej nie ma lub zapomniał o niej –  rozstaje na „półpiętrze” sądząc, że to szczyt 😉

POKORA jest nam potrzeba również  w codziennej pracy refleksologa – zawsze musimy mieć pokorę do ciała i osoby drugiego człowieka. Traktować go z szacunkiem – nigdy nie wiemy kto jest po drugiej stronie stóp, jak zareaguje człowiek – jak zareaguje jego ciało podczas, czy też  po zabiegu/zabiegach…

Poczułam wyraźnie pod koniec warsztatów, że jestem hmm… znów na początku drogi.

Jeszcze dzień przed wydawało mi się że już coś osiągnęłam jako refleksolog i jako człowiek. Było to w sumie bolesne doświadczenie  – nowe życie rodzi się w bólach… Już kilka lat jestem refleksologiem i poczyniłam wielką metamorfozę od momentu wejścia na tę drogę – a tu okazuje się że jestem znów na początku – zapomniałam już to uczucie. Cieszę się jednak, bo to znaczy, że weszłam na kolejny poziom – gdzie jeszcze nic nie ma – znów trzeba budować – to trudne i jednocześnie cudowne uczucie…

Poznałam znów cudownych ludzi –  dziękuję za tę możliwość, za możliwość rozwoju, za wszystkie nowe rzeczy, które od dziś wprowadzam do mojego gabinetu, za to Wando, że jesteś nam matką sprawiedliwą – że nie wkładasz nasz pod jedną linijkę a podchodzisz bardzo indywidualnie – bo każdy z nas jest inny. Na jednego trzeba krzyknąć, drugiego przytulić… Indywidualnie, tak jak indywidualnie, z pokorą trzeba podchodzić do stóp – nie ma żadnej różnicy. To doświadczenie jeszcze bardziej uczłowiecza w moich oczach stopy…

Pozdrawiam,
Monika Sylwestrowicz

Scroll to Top