Nie sposób odmówić pomocy osobie która cierpi, szczególnie w okresie świątecznym, gdy prosi cię o to łamiącym się głosem… To czas, kiedy każdy chce wypocząć, cieszyć się rodziną a tu… zjawiają się nieproszeni goście – ból, strach.
W dzień wigilijny trafiła do mojego gabinetu kobieta lat 60, która roztrzęsiona opowiedziała mi swoją historię… Jutro święta, przyjadą dzieci, wnuki a ja w kompletnej rozsypce…
Kobieta podjęła decyzję o zabiegu, który polegał na wszczepieniu pod cewkę moczową syntetycznej, polipropylenowej taśmy. Z czasem taśma ta miała przerastać tkankami pacjentki i stymulować miejscową produkcję kolagenu, dzięki czemu miała podpierać cewkę moczową i zapobiegać wyciekowi moczu. Zabieg wykonywana była drogą przezpochwową. Metoda małoinwazyjna, zabieg trwa krótko, a po jego przeprowadzeniu kobieta nie musi długo przebywać w szpitalu. Jej skuteczność jest oceniana na 90 procent. Czyżby?… Moja pani chciała zlikwidować krępujący ją problem – nietrzymania moczu a tymczasem przeżyła niespodziewanie horror…
Problem nietrzymania moczu (tzw.inkontysencja) dotyczy ok. 50% głównie kobiet w wieku 60+ i jest to dla nich źródło ogromnego stresu. Dołożyć do tego uciążliwe skutki menopauzy, brak ruchu i złą dietę a możemy sobie wyobrazić w jakim stanie znajdują się panie, które oddały się w ręce losu, a nie wzięły zdrowia w swoje ręce…
Ale wróćmy do naszej pani – poddała się ona ww. zabiegowi ok 2 m-ce temu. Została po nim ocewnikowana aby opaska mogła spokojnie znaleźć swoje miejsce. Miała ją zdjąć na drugi dzień – tak uczyniła… Niestety mocz mimo dużego, bolesnego parcia na pęcherz nie poleciał – cewka odmówiła posłuszeństwa… Pani wróciła z powrotem do swojego lekarza urologa, który znów ją ocewnikował – próbowano powtórzyć procedurę, niestety znów to samo … lekarz podjął decyzję o „poluzowaniu” opaski. Po tym znowu cewnikowanie… potem znów ból i strach czy wszystko pójdzie dobrze. Tak ok. miesiąca trwało borykanie się z cewnikiem i próbami oddawania moczu. Pojawił się strach, że pęcherz pęknie, że nie wytrzyma … Ostatecznie opaskę zdjęto i znów… cewnik – który zdjęty został na drugi dzień – każde zdjęcie cewnika łączyło się z dojazdem do lekarza, kosztami, bólem i wstydem…
Niestety cewka nic nie puszczała… I w takim stanie z przerażeniem w oczach i nie chcąc już dzwonić do lekarza, bo nie wiadomo było nawet co robić – czy pomoże i wstyd, że znów jest problem i święta. Pani była w strasznym stanie. Przepraszała i dziękowała – że zgodziłam się pomóc.
Spokojnie pracowałyśmy… mówiłam, że nie ma innej możliwości, że na pewno puści … Poprosiłam by pić podczas zabiegu. Bała się, ale piła…
Podczas zabiegu czuła bolesne parcie na pęcherz i wielokrotnie szła do toalety, było to kilka kropelek ale już cieszyła się, że idzie samo, że czuje że pójdzie… Mówię, że jak pójdzie do domu na pewno, na spokojnie się „załatwi”…
Pracowałam spokojnie i uspokajałam… Pracowałam na przeponie, nerkach, nadnerczu, płucach i oczywiście samej cewce wg naszej Ingham plus i Hanny Marquardt, wszędzie gdzie mi przyszło do głowy. Cały zabieg…
Podczas rozmowy wyszło, że zawsze miała problemu ze swoim pęcherzem, że musiała często wysiadać z autobusu, pęcherz decydował o wielu rzeczach. Słabość jej pęcherza podsycana potem strachem i jeszcze „pędzącym soki w dół” czystkiem (który namiętnie okazało się pija od roku) sprawiły, że prosty zabieg stał się dla tej pani koszmarem. Dodam tylko, że antybiotyk w takich przypadkach podaje się obowiązkowo, aby zapobiec wtórnej infekcji bakteryjnej, ponieważ warunki panujące w układzie moczowym sprzyjają pojawieniu się ognisk zakażenia bakteryjnego.
Skończyłyśmy zabieg – pełna ufności i nadziei poszła do domu. Poprosiłam o informację o przebiegu sytuacji – dzwoni za godzinę – Monisia jesteś wielka, poszło… Obie ledwo powstrzymałyśmy wzruszenie i życząc sobie dobrych świąt umówiłyśmy się na kolejną wizytę…
To nie ja, to refleksologia…
Oczywiście opowiedziała tę historię swojemu lekarzowi po świętach, który stwierdził, że to nie koniecznie od tego… J
Była u mnie jeszcze raz i będzie na pewno wielokrotnie – jest to moja klientka, choć ostatnio miała kilkumiesięczną przerwę – ale dzięki temu, że już wiedziała czym jest refleksologia, znała mnie – miała odwagę zadzwonić do mnie i poprosić o pomoc… co by było jakby nie miała swojego refleksologa… w jakim byłaby stanie, jak przeżyłaby święta, komu powiedziała o tych wszystkich krępujących dyskomfortach – jak skończyłaby się wtedy ta historia nie wiem… ale wiem, że refleksologia pomogła po raz kolejny i to w tak ważnych okolicznościach. Dziękuję Bogu za to, że mogę dawać ludziom tyle szczęścia ale przede wszystkim za refleksologię…
Monika Sylwestrowicz
Dyplomowany Refleksolog
styczeń 2016